Holandia jest krajem płaskim jak stół, gdzie od czasu do czasu zdarzają się lekkie wzniesienia. Jednak nawet w tak płaskim kraju, można znaleźć jego najwyższy „szczyt” chociaż w przypadku Holandii słowo szczyt brzmi tu zbyt dumnie.
Najwyższy punkt Holandii mierzy sobie zaledwie 332 metry n.p.m. i znajduje się na południu kraju na styku trzech państw – Holandii, Niemiec i Belgii. Na Vaalserberg bo tak nazywa się punkt o którym mówimy możemy jak na górę przystało wejść na piechotę, ale nic nie stoi nam na przeszkodzie by na sam szczyt dojechać samochodem.
Na samym szczycie znajduje się niewielki obelisk który informuje nas że znajdujemy się na trójstyku, czyli w miejscu gdzie stykają się ze sobą granicę trzech państw. Jednak nie zawsze tak było…
O historii słów kilka
Bowiem w latach 1830 – 1919 na Vaalserberg stykały się terytoria nie trzech, a czterech państw. Czwartym obecnie już nieistniejącym państwem było Moresnet. Był to niewielki teren o powierzchni zaledwie 2,7 km², jednak z uwagi na nieprecyzyjne zapisy kongresu wiedeńskiego pozostał on neutralnym terenem pomiędzy tymi trzema Państwami. Na początku Moresnet liczył sobie jedynie 256 mieszkańców, jednak już po 10 latach ilość mieszkańców zwiększyła się dziesięciokrotnie. Pomimo swoich małych rozmiarów oraz faktu że państwo to powstało na skutek nieporozumienia, Moresnet rozwijało się prężnie. Miało swojego własnego burmistrza, walutę, hymn i znaczki pocztowe. By lepiej zrozumieć klimat w tym małym i zapomnianym przez mieszkańców ościennych państw mieszkańców należy wspomnieć że Moresnet miało nawet swoją własną policję i to nie byle jaką. Policję w tym górniczym państewku tworzył jeden człowiek, którego imię nie dotrwało do naszych czasów jednak legenda o tym że jego głównym zajęciem było granie w szafy lub bilard z burmistrzem dotrwała do dzisiaj. Jak wspomniałem wcześniej w Moresnet znajdowała się duża kopalnia cynku który w tamtych czasach była niezwykle cennym towarem. W czasach gdy w Europie wybuchały powstania i rewolucję, życie mieszkańców Moresnet toczyło się wokół kopalni, a portfele górników robiły się coraz grubsze. Wieść o tym że w Europie znajduje się zapomniane państwo, w którym zarabia się dobrze, a prawo zaczyna przypominać nieznany jeszcze wtedy kapitalizm sprawiało że do miasta zaczynało spływać coraz więcej ludzi oraz zaczęły powstawać małe, lokalne firmy. Nic w życiu nie trwa wiecznie, tak więc i cynk w kopalni się w końcu skończył jednak nie wpłyneło to w żaden sposób na gospodarkę państwa. Firmy dalej rozwijały się prężnie, a przy głównej ulicy znajdowało się około 70 barów. Miasto rozwijało się tak prężnie że w 1907 mieszkało w nim prawie 3800 mieszkańców, wśród których byli Włosi, Szwajcarzy, a nawet Amerykanin i Chińczyk. Tutaj na kartach historii pojawia się dawny lekarz kopalni Dr Molly. Wcześniej udało mu się ocalić państwo przed szalejącą epidemią cholery, teraz jednak czekało go zupełnie inne wyzwanie. Dr Molly chciał utworzyć w Moresnet prawdziwy wolny kraj. Rok później, zdecydowano się na używanie języka esperanto oraz zmianę nazwy państwa z Moresnet na Amikejo. Nadanie nowej nazwy która w języku esperanto oznaczała „miejsce przyjaźni” zakończyła się dużym festiwalem i odśpiewaniem nowego hymnu. Podczas gdy w Europie panowały niespokojne czasy, życie w Amikejo toczyło się spokojnie, bez żadnego odgórnego nadzoru. Taka polityka prowadzenia państwa sprawiła że w 1914 roku ludność państwa wynosiła już 4600 osób. Niestety, ale koniec Amikejo był już bliski. W Europie nastała wojna, a Niemieckie oddziały bez pardonu wkroczyły i zajęły obszar Amikejo. Po wojnie Traktat Wersalski zakończył historię Amikejo, które po 28 czerwca 1919 roku stało się częścią Belgii jednak po dziś dzień stanowi fenomen na skalę światową (nazywane jest europejskim Dzikim Zachodem) i jest nie lada atrakcją turystyczną.